Początki nie były łatwe. Motywowany chęcią posiadania czegoś własnego, już jako dorosły chłopak szukałem ścieżki rozwoju w motoryzacji. Dosyć szybko okazało się, że kocham ją, jednak bez wzajemności i nie widziałem w niej realnych szans na źródło utrzymania.
Pomocną dłoń wyciągnął do mnie wówczas tata, który, widząc moje zaangażowanie, pomógł mi dostać się na praktyki u zaprzyjaźnionego właściciela zakładu pogrzebowego. Tam imałem się różnych prac – dbałem o przeprowadzenie ceremonii pogrzebowych, jeździłem po zwłoki, transportowałem osoby zmarłe do krematorium czy też dostarczałem trumny innym zakładom pogrzebowym do ich biur bądź szpitali. To właśnie wtedy zacząłem zdobywać wiedzę i doświadczenie, by w przyszłości profesjonalnie organizować ceremonie pogrzebowe. Wciąż jednak wiedziałem za mało, by podjąć się tego wyzwania.
Z czasem, gdy moje umiejętności wzrosły, byłem „wynajmowany” przez inne zakłady pogrzebowe. Rzetelnie wykonywałem swoje obowiązki, a jednocześnie obserwowałem innych przy pracy i uczyłem się dobrych praktyk. Zastanawiałem się, co można byłoby zrobić lepiej lub inaczej, by ułatwić rodzinie przejście przez ten trudny czas, jakim jest pogrzeb bliskiej osoby.
W końcu postanowiłem założyć Zakład Pogrzebowy Mortis Artur Uziębło. Początkowo nie miałem nawet środków, by wynająć biuro, w którym mógłbym przyjmować rodziny zmarłych osób. Jeździłem więc do ich domów i tam dopełniałem formalności. Nie ujmowało mi to jednak profesjonalizmu. Wręcz odwrotnie. Pogrążeni w żałobie bliscy doceniali pełną empatii, a zarazem rzeczową rozmowę w środowisku, które znali. Dzięki niej mogli się przekonać, że powierzają organizację pogrzebu w dobre ręce.
Na początku sam wykonywałem większość obowiązków związanych z prowadzeniem Zakładu Pogrzebowego Mortis. Z czasem jednak przestało to być możliwe. Renoma zakładu rosła, a ja nie mogłem być w kilku miejscach jednocześnie. Zacząłem więc zatrudniać dodatkowe osoby do pomocy. Zakład się rozrastał, podobnie jak zakres świadczonych usług funeralnych.